środa, 27 maja 2015

Mojito czyli naszyjnik z odrobiną cytryny i mięty.

   O kalendarzu Royal Stone usłyszałam pierwszy raz rok temu. Było wówczas za późno by wziąć udział w konkursie, ale postanowiłam spróbować swoich sił w kolejnej edycji. Z tegorocznych inspiracji szczególnie przypadło mi do gustu zdjęcie z cytrynowym drinkiem z listkami mięty. Może to dlatego, że ja bardzo lubię miętę. Jak ktoś chce mi zrobić miły prezent, to miętowe czekoladki są jak najbardziej na miejscu.


  1 maja odbywały się targi minerałów "Skarby Ziemi". Nigdy wcześniej nie byłam na tym wydarzeniu, pomyślałam więc, że może tam znajdę jakieś ciekawe kamyczki na moją biżuteryjną wersję mojito. Targi rozczarowały mnie. Na zaledwie trzech stoiskach dało się kupić półfabrykaty, większość wystawców oferowała gotową biżuterię. Udało mi się jednak upatrzyć trzy zielone kamienie - jadeity jak zapewniał łamaną angielszczyzną sprzedawca o wschodnich rysach.
   Zaczęło się szycie. Szło powoli, bo maj w teatrze najeżony spektaklami, ale na dwa dni przed terminem nadsyłania zgłoszeń naszyjnik został ukończony. Następnego dnia zrobiłam zdjęcia. Nie miałam czasu ich wyedytować, bo wyjeżdżałam do rodziny, ale w końcu został mi na to jeszcze jeden dzień. Coś mnie tknęło, aby na wszelki wypadek zabrać pracę  i aparat ze sobą.
   Ostatniego dnia postanowiłam przeczytać regulamin, żeby nie przeoczyć kwestii proceduralnych. I wtedy się zaczęło..... "preferowane zdjęcia na białym tle, kadrowane 1:1". Wyciągam biały papier 
i zabieram się do robienia nowych fotografii. Na dworze leje, słońca brak, więc tło zamiast białe, jest bure. Żaden to problem, mam przecież w komputerze program z opcją wybielania tego co powinno być białe a nie jest. Wieczorem przed wysłaniem zgłoszenia zaglądam jeszcze raz do regulaminu: "wymagana wielkość zdjęcia minimum 2 MB". Ile mają moje zdjęcia? O nie!!! Mniej, dużo mniej! Pierwsza myśl - potrzebuję nowych zdjęć. Szykuję plan, układam naszyjnik. Nagle dostrzegam - brakuje koralikowych nakładek na wstążki (a mówili mi, żeby przyszyć, bo się zgubią). Znajdują się gdzieś na dywanie. Przy świetle żarowym zdjęcia wychodzą koszmarnie. Siostra podpowiada, żeby sprawdzić, czy wcześniejsze fotografie przed edycją też miały taki mały rozmiar. Nie miały. Jest ponad 4 MB, ale mają bure tło, a wybielanie wszystko psuje. Szukam programu, który by to naprawił bez utraty cennych bajtów. Panika rośnie, bo dochodzi 23.00. W końcu siostrze udało się doprowadzić zdjęcie do porządku. 23.45 zgłoszenie wysłane.
  Ach.... i po co ja czytałam ten regulamin.... 

A tak na poważnie, regulaminy trzeba czytać.

A to mój naszyjnik:

Jeśli Wam się podoba, kliknijcie tutaj i polubcie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz